sobota, 15 marca 2014

2. When I first met You

„To my śnimy nasze sny”
Willy Wonka


Nie byłem skałą by być obojętny na jej osobę. Jedno spojrzenie na nią wystarczyło by coś w głębi mnie mną ruszyło, wcale nie mówię że były to jakieś żenujące motyle jak to mają w zwyczaju mówić dziewczyny, porównałbym to raczej do chmary eksplodujących kolibrów, choć muszę stwierdzić że to w żadnym stopniu nie jest bardziej męskie określenie na stan zauroczenia drugą osobą niżeli porównywać to ze stanem emocjonalnym dziewczyn. O czym ja myślę? Nie jestem babą! Nie potrafię myśleć jak baba. I nie mam takiego zamiaru. Ale coś w niej było. Sam nie wiem, czy chodziło mi tylko o wygląd? W tamtej chwili wydawała się naprawdę pogodną osobą która dzieliła się swoją pozytywną energią z całym otoczeniem. Przy niej nawet niebo nie miało prawa się zachmurzyć. Więc nie chodziło tylko o wygląd.
Nie byłem pyłem by znaleźć się w powietrzu którym oddycha, i który wraz z dawką upragnionego tlenu osiadłby w jej płucach by choć przez chwilę stać się częścią jej osoby. Chciałem ją poznać, chciałem przekonać się że nie jest jedną z tych dziewczyn które mimo że piękne z zewnątrz to przeżarte stęchlizną od środka. W tamtej chwili pragnąłem dowiedzieć się czegokolwiek na jej temat. Żałuję tylko jednego. Że od początku nie wiedziałem że ją kocham.

~*~

- Mówiłem jej „zadzwoń po kogoś z jej rodziny, będą wiedzieć co robić” ale ona za wszelką cenę próbowała załatwić to wszystko sama, no i proszę co z tego wyszło… Naruto dodzwonił się do swojego ojca?
- Jeszcze mu się nie udało…
- To raczej dziwne że nie odbiera telefonu, patrząc na to co się dzieję w około… śmiem podejrzewać że Sakura jeśli już by miała się do kogoś wybrać, to właśnie do Kakashiego, bądź co bądź to jej ojciec a sam musisz przyznać że zawsze była z nim emocjonalnie mocno związana.
- Też tak myślę…
- Odbieraj stary dziadzie!!! – poirytowany głos Naruto pojawił się w salonie  wraz z jego właścicielem.
- Nie wiem jak ty, ale moim zdaniem Naruto nie ma za grosz szacunku do człowieka który go wychował – Neji wypowiedział to zdanie na tyle cicho by dotarło wyłącznie do Sasuke –Naruto gdzie Hinata?
- Beczy w swoim pokoju – warknął w odpowiedzi.
- Ta… wy sobie wyjedziecie a mi zostawicie na głowie babę na skraju załamania nerwowego .
- Pieprzy mnie to.
- Naruto wiem że jesteś wściekły ale nie przesadzasz…
- Wytłumacz mi proszę gdzie tu miejsce na przesadę?!
- Emm…
- Odbieraj ten pieprzony telefon!!! – krzyknął do trzymanego w ręku telefonu komórkowego.
- Sasuke mogę Cię prosić na słówko? – Wyszeptał niepewnym głosem Neji.
- Jasne – oboje udali się do kuchni, gdzie Neji wyjął dwa kubki do których wsypał kawę, Sasuke zaś podłączył czajnik aby zagotować wodę.
- Czy mi się zdaje, czy ja czegoś tutaj nie rozumiem?
- Wydzierali się w nocy nie miłosiernie i tak jakoś wyszło że zaczęli schodzić na inne tematy. – Sasuke przetarł zmęczone brakiem snu oczy i usiadł na krześle barowym podpierając głowę na prawej ręce. - Nie wiem, sam ledwo tego słuchałem, ale o ile się nie mylę Naruto zaczął po niej ostro jechać, no a Hinata, jak to Hinata nie była mu dłużna i tak od słowa do słowa.
- Jeszcze nigdy nie widziałem Naruto tak wściekłego. – zauważył – No może nie licząc tej sytuacji trzy lata temu, wiesz o co chodzi…
- Aż za dobrze.
- Coś ty taki lakoniczny?
- A coś ty taki rozgadany?
- Ludzie się zmieniają.
- To sytuacje się zmieniają, nigdy ludzie – Neji zalał dwie kawy gorącą wodą z czajnika po czym podał jeden z kubków przyjacielowi.
- Rzeczywiście, dalej jesteś cholernie zamknięty w sobie. Ale co się dziwić jesteś Uchiha, sam fakt że nosisz to nazwisko do czegoś zobowiązuje.
- Mogę wiedzieć o czym ty pierdolisz?! – zduszony śmiech wydobył się z krtani karookiego.
- No wiesz Uchiha. Banda ludzi którą łączy jedynie nazwisko, przynależność etniczna, no i może zbliżony wygląd. Sam musisz przyznać, patrząc na Ciebie i Itachiego wnioski nasuwają się same. Jesteście bandą mieszańców.
- Najwyraźniej nie poznałeś dobrze reszty mojej rodziny.
- Oj wierz mi, nie chce bliżej poznawać Twojego ojca, jest przerażający – Neji wzdrygnął się teatralnie.
- Dziwne, znam parę osób które twierdzą inaczej ale co ja tam mogę wiedzieć, w końcu jestem Uchiha. – zironizował. – Poza tym, mój ojciec jest duszą towarzystwa, nie wiem o co Ci chodzi.
- Taa… Jasne. Dobra koniec tej gatki szmatki. Co zamierzasz?
Ciche westchnięcie wydobyło się z krtani Sasuke, ponownie przetarł zmęczone oczy, po czym chwytając za kubek z kawą wlał w siebie jej zawartość.
            - Naruto powinien mieć świadomość tego że nie uda mu się dodzwonić do Kakashiego. Sakura od dłuższego czasu nie dopuszczała do siebie Naruto tak blisko jak ojca, mimo że są rodzeństwem, zaczęła trzymać go na dystans gdy zaczął spotykać się z Hinatą a raczej to on się zaczął trzymać na dystansie ona się tylko dostosowała, i jeśli chodziło o strefę uczuciową nie ma już do niej wstępu. Naruto nigdy tego nie dostrzegał. Dopóki przybiegała do niego z krzykiem aby zabił pająka w jej pokoju wszystko było w porządku. Tak więc nie ma innej opcji. Sakura jest w Mediolanie z ojcem. Naruto zaraz pewnie połączy się z liniami lotniczymi i wpakuje się w pierwszy lepszy samolot jaki będzie tylko nakierowany w tamtym kierunku. A gdy tam doleci jej już tam nie będzie.
            - Skąd możesz to wiedzieć? Myślisz że Kakashi spuści ją z oczu?
            - Po prostu znam ją lepiej. Kiedy jeszcze byliśmy razem mówiła mi o wszystkim. Nie miała przede mną żadnych tajemnic. Czasami to co mówiła wydawało się puszczone bezpośrednio z głowy bez żadnego filtru który potrafił by to sklecić w zdanie mające względny sens. – na twarzy parookiego pojawił się ledwo dostrzegalny uśmiech – a co do Kakashiego, wie co robi.
            - Tęsknisz za tym? No wiesz za tym jej bezustannym gadaniem o wszystkim i o niczym? Bądź co bądź, czasami jak dostawała kręćka, trudno było ją przegadać.
            - Tęsknie za nią.
            - Zrobisz coś z tym? Polecisz za nią?
            - Tak. Wylatuje z powrotem do Japonii.
            - Ale sam przed chwilą mówiłeś że z pewnością jest w Mediolanie, dla czego nie polecisz razem z Naruto?
            - Jak już mówiłem. Znam ją na tyle by wiedzieć gdzie na nią zaczekać.
            - Neji !!! – krzyk z salonu rozległ się po całym mieszkaniu.
            - Łoho szatan wzywa – mruknął nawoływany, po czym zsunął zostawiając pustą szklankę po kawie w zlewie i ruszył do salonu, z miną cierpiętnika.
Sasuke odłożył swoją szklankę na blat, po czym wyjął telefon informujący o nowej wiadomości z kieszeni. Odblokował ekran, wcisnął wyświetlającą się ikonę koperty, po czym odczytał wiadomość, wypuszczając z ulga powietrze z płuc i rozluźniając mięśnie szyi.
„Właśnie zasnęła”
- Najwyższa pora abym i ja trochę odpoczął po tym wszystkim – mruknął pod nosem i odpisał na sms-a.
„Miej ją na oku”

~*~

To było cholerne centrum Tokio! A mając na myśli centrum, po głowie chodzą mi takie określenia jak: wściekły tłum, brak tlenu na wyłączność, korki na kilometr. Nie wiem co ja robię w tym miejscu… a zaraz, jakże mógłbym zapomnieć! O Stwórco! I ja mam mieszkać w tym mieście?! To są kpiny!
            Wiem, przygotowywałem się do tej piekielnej przeprowadzki od roku by wyrwać się z pod skrzydeł moich emocjonalnie na wskroś przesiąkniętych miłością rodziców.  Może to się wydawać niemożliwe, ale we własnym rodzinnym domu, przez ostatnie miesiące czułem się duszony, a i owszem duszony, przez nie co innego jak mocne uściski mojej mamy która sprawiała że czułem się kompletnie zażenowany jej zachowaniem.
            W każdym razie, nie byłem przygotowany na to co zastałem, godziny szczytu w samym centrum Tokio były czymś… jak by to ująć… Czymś co mógłbym porównać do siódmego kręgu piekieł. Tak siódmego, nie pierwszego, nawet nie drugiego lecz siódmego. Bo żeby być gotowym na taki level trzeba było być jego bossem. Rozumiałem że mieszkańców tego miasta nic w tym nie dziwiło, to była dla nich codzienność, ale dla mojej osoby to było wręcz nie do pomyślenia że od dzisiaj będę mieszkać w tym oto mieście.
            Nie, nie, nie. Dosyć myślenia o moim położeniu. Przebijanie się przez rozwścieczony, żądny mojej krwi tłum, miałem już za sobą. Jakież to było przyjemne uczucie wejść przez drzwi ogromnego budynku, gdzie w samym lobby przebywało może z dziesięć osób. Ze szczęścia miałem ochotę unieść ręce w stronę nieba i wykrzyczeć „Dzięki Ci Stwórco”. Aczkolwiek byłem człowiekiem o zdrowych zmysłach, i takie zachowanie zwyczajnie by nie przystało mojej osobie.
            Teraz stanąłem przed nowym zadaniem. Recepcjonistka. Tak, zapowiadało się doprawdy wspaniale, gdyż gdy tylko przekroczyłem próg tego budynku jej laserowe spojrzenie, gdyby mogło przykuło by mnie do ściany. Jasne wiedziałem, że w jakimś stopniu byłem tam atrakcyjny, niejednokrotnie już to słyszałem, ale serio?! Wlepiać w obcą osobę rozbierające spojrzenie?! To było dla mnie zdecydowanie za wiele. Zwłaszcza niesmaczny był fakt że recepcjonistka mogła by być moją matką. Błe… aż miałem ciarki. A jednak to do niej skierowałem swoje kroki. Stwórco miej mnie w swojej opiece.
            - Dzień dobry. W czym mogę pomóc? – odezwała się pani R. której uśmiech był nienaturalnie szeroki.
            - Byłem umówiony na spotkanie z Itachim Uchiha. – odpowiedziałem przyjaznym głosem. Bądź co bądź to ten babsztyl miał mi wręczyć przepustkę.
            - Pańska godność? – serio? Czy jej uśmiech ma jakiś limit? Gdybym chciał mógłbym policzyć dokładnie wszystkie jej śnieżnobiałe zęby…
- Sasuke Uchiha – odparłem, na co babsztyl wywalił gały, lecz usta były dalej szeroko rozwarte, co sprawiło że wyglądała jak kot z Alicji w Krainie Czarów. Zawczasu pokazałem jej dokument mojej tożsamości, by nie pozostawić żadnych wątpliwości co do mojej prawdomówności, po czym schowałem go z powrotem do mojej torby. Pani R. zaczęła wystukiwać cyferki w komputer, po czym wyciągnęła z szuflady plakietkę, na której pisało „Gość”, po czym przesunęła ją po blacie w moją stronę. Ja nie czekając chwyciłem za plakietkę, wypowiadając słowo podziękowania, ruszyłem w stronę bramek gdzie stała ochrona. Pokazałem plakietkę, po czym skierowałem się w stronę windy, czując na sobie rozbierające spojrzenie pani R.
            Na windę nie przyszło mi długo czekać. Gdy znalazłem się już w środku z przyjemnością stwierdziłem że jestem w niej sam. Wcisnąłem przycisk ostatniego piętra i gdy drzwi które już się zamykały zostały odparte przez szczupłą dłoń, lekko się zdziwiłem. Drzwi ponownie się otworzyły a do środka wparowała średniego wzrostu dziewczyna o burzy różowych włosów które, cudem zostały związane w kucyk i wepchnięte pod czapkę. Na nosie miała brązowe pilotki za którymi schowała swoje spojrzenie.
            - Przepraszam. – zabrzmiał w windzie jej melodyjny głos, a jej spojrzenie skierowało się w moim kierunku. Kiwnąłem głową na znak że nic się nie stało. Dziewczyna podniosła rękę w stronę przycisków by dostać się na odpowiednie piętro ale ten gest zaraz został zaniechany. Widziałem że uśmiechnęła się pod nosem, po czym pakunek, który był w miarę sporych rozmiarów pochwyciła w obie ręce i stanęła przodem do drzwi. Teraz mogłem przyjrzeć się jej osobie bez żadnych problemów. Białe trampki, ciemne obcisłe dżinsy, biała luźna podkoszulka na grubych ramiączkach z mniejszym nadrukiem „ I AM SHER LOCKED”, od razu dał mi do świadomości że dziewczyna jest fajką, współczesnej wersji przygód serialowego Sherlocka. Plus za oryginalność, pomyślałem.
Kiedy drzwi windy otworzyły się na ostatnim piętrze, dziewczyna wprost z niej wybiegła jakby się paliło. Co lekko mnie zdziwiło, ale nie zawracałem sobie nią głowy, byłem tutaj z innego powodu. Otóż to Itachi, był moim celem.
Skierowałem swoje kroki w stronę sekretarki która notowała coś w terminarzu, tym samym odbierając telefon przez słuchawkę bluetooth i informując wy ćwiczonym miłym głosem że ani Pan Hatake ani Uchiha nie jest dzisiaj osiągalny. Gdy znalazłem się naprzeciwko dziewczyny, ta zwróciła swoje spojrzenie w moją stronę, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Pan Uchiha, jak mniemam? – zapytała aby się upewnić, choć wiedziałem że Ona wie.
- Tak, ja do mojego brata. – odparłem rzeczowo, i o ile pani R. rozbierała mnie swoim spojrzeniem o tyle pani S. oszczędziła mi zażenowania, jedynie obdarzyła mnie uprzejmym zawodowym uśmiechem po czym przeszła do wykonywania obowiązków sekretarki.
- Znajdzie pan swojego brata w Sali konferencyjnej, prosto, potem w lewo i ostatnie drzwi na wprost. – odrzekła i wróciła do odbierania napływającej fali telefonów.
- Dziękuję – odparłem i ruszyłem we wskazanym kierunku. Nie powiem, całe biuro było ogromne pomimo iż niewiele osób w nim pracowało. Jak wiadomo ostatnie piętro zajmował sam właściciel budynku i jego prawa ręka czy wspólnik, jak kto woli.
Idąc za wskazówkami pani S. znalazłem się pod dwuskrzydłowymi drzwiami na których znajdowała się tabliczka która głosiła „Sala konferencyjna”. Nie czekałem dłużej i zapukałem dwukrotnie, by po chwili ujrzeć w drzwiach rozpromienioną twarz mojego brata.
            - Sasuke! Już jesteś. Wspaniale się składa, zaraz przyjdzie jedzenie. Wchodź. Przy okazji poznasz mojego szefa– nie żeby dał mi dojść do głosu zagarniając mnie jedną ręką i wprowadzając do pomieszczenia które zajmował ogromny długi stół wokół którego zasunięte były krzesła. U szczytu stołu siedział białowłosy mężczyzna, na oko miał 40 może 45 lat. Musze się przyznać że nie jestem zbyt dobry w określaniu wieku, toteż nie byłem z grubsza pewny czy jestem blisko, aczkolwiek mężczyzna wyglądał bardzo młodo i widać że o siebie dbał, zresztą co jak co ale był prezesem Hatake Inc. A to do czegoś zobowiązywało, a zresztą co ja tam wiem, pierwszy raz na oczy widzę człowieka który stoi tak wysoko na szczeblu społecznym.
            - Hatake Kakashi – przedstawił się mężczyzna gdy mój brat mnie przed niego zaciągnął. Muszę przyznać że wyglądał na bardzo ułożonego i przyjemnego człowieka, i jeśli miał swoją drugą stronę nie chciałem jej poznawać.
            - Sasuke Uchiha – podałem mu rękę na znak przywitania. – Miło mi Pana poznać.
            - Och, obejdzie się bez tych konwenansów na gruncie prywatnym, tyle o tobie słyszałem od Itachiego iż wydaje mi się jak bym cię już bardzo dobrze znał. Jak minęła podróż? Z tego co wiem dzisiaj przyjechałeś do miasta.
            - Jeśli mam być szczery, podróż mnie wykończyła ale nie tak jak dostanie się do centrum w porze lunchu.
            - Ha! A jednak jest ktoś jeszcze na tym świecie który podziela opinię mojego syna.
            - Naruto to leń, jemu trudno przejść z punktu A do punktu B w zwykłym teście, a co dopiero na ulicy.
            - Ale przynajmniej zdał egzaminy końcowe i pokazał na co go stać. Mniejsza o to. Gdzie nasz lunch?
            - A ty tylko o jedzeniu, swoją drogą mam nadzieję że nic nie jadłeś Sasuke, zamówiliśmy sporo jedzenia – pokiwałem przecząco głową w odpowiedzi – To dobrze. Fajnie że w końcu jesteś, będę miał do kogo gębę otworzyć po powrocie do domu.
            - Nie liczył bym na to Itachi – wtrącił się Hatake – Sasuke z pewnością będzie miał o wiele ciekawsze zajęcia niż ciągnięcie bezowocnych konwersacji z taki nudziarzem jak ty. – odparł a na jego twarzy zagościł psotny uśmiech. W tym samym Momocie do pomieszczenia wjechał wózek uginający się pod jedzeniem, pchany przez dziewczynę którą spotkałem w windzie. Tym razem nie miała ona na głowie czapki ani okularów, a jej włosy długie różowe luźno opadały na plecy.
            - Panowie strawa gotowa – rzuciła z uśmiechem przybliżając wózek w naszą stronę. Obrzuciła wszystkich spojrzeniem swoich szmaragdowych oczu, koncentrując się chwilowo na mnie, po czym rzuciła pełne oczekiwania spojrzenie w stronę mojego brata.
            - Itachi przedstawisz mi swojego brata? – zapytała w końcu nie doczekując się odpowiedzi na swoje nieme pytanie.
            - A tak! Sakura to Sasuke, Sasuke to Sakura córka Kakashiego – no tak, córka, czyli rozpieszczona księżniczka jak mniemam, ale zaraz, zaraz nie oceniam.
            - Miło mi Cię poznać Sasuke – przywitała się podając mi dłoń i obdarowywując mnie promiennym uśmiechem zarezerwowanym, jak mi się wydaje, dla przyjaciół.
            - Z wzajemnością – odparłem nieco oczarowany? Tak oczarowany! Dziewczyna wyglądała jak wyrwana z żurnala lub wybiegu, teraz gdy widział ją w całej okazałości mogłem śmiało stwierdzić że mi się podoba, ale to czy mi się podoba nie ma tu nic do rzeczy. Jest wiele ładnych panienek, które wykorzystują wygląd lub koneksje, czasami jedno i drugie by pokazać się od lepszej strony na pierwszym spotkaniu, a tak naprawdę w środku są pustymi, podłymi osobami gardzącymi wszystkimi których uznają za gorszych. - ‘Nie oceniaj książki po okładce Sasuke’ powtórzyłem sam sobie.
            W trakcie lunchu, nie odzywała się zbyt wiele, widać było że woli słuchać, zwłaszcza gdy w towarzystwie znajdowała się osoba której nie znała, tudzież ja. Choć muszę przyznać że bardzo się starała aby udzielać się w rozmowie na tyle na ile była w stanie. Itachi był chyba najbardziej rozgadany, co zdarzało się dość nieczęsto podczas jego odwiedzin w domu rodzinnym, ale nie ma się co dziwić, w domu to rodzice wszystkich przegadywali, nie dając dojść niekiedy do słowa. Muszę też stwierdzić, że Sakura wydawała się zwykłą, miłą dziewczyną, nie przejmowała się docinkami Itachiego, śmiała się z własnych gaf i była ogólnie pogodną osobą. Tyle wywnioskowałem z jej zachowania podczas wspólnego posiłku, a miałem się w tym utwierdzić w reszcie dzisiejszego dnia.
            - Sasuke, nie będziesz miał problemy z powrotem do mojego domu? – dopytywał się Itachi gdy skończyliśmy lunch. Wiem jestem w tym mieście od paru godzin ale przecież wiem jak się wzywa taxi. To nic skomplikowanego przecież znam adres.
            - Żadnego – odparłem
            - Jak chcesz mogę cię podrzucić – zaproponowała Sakura kończąc sprawdzać w tym czasie telefon, po czym zwróciła bezpośrednio całą uwagę na mnie – miałam jechać po brata, ale ten zostaje u swojej dziewczyny – dopowiedziała z przekąsem, jak by żywiła uraz do jego dziewczyny że odbiera jej czas który mogła by spędzić wraz z bratem. Czyżby zazdrośnica? Kakashi rzucił jej pytające spojrzenie.
            - To Naruto, nie wraca dzisiaj do domu?
            - Na to wygląda, zresztą co mnie tam on. – rzuciła oburzonym głosem – No to jak Sasuke? Zabierasz się ze mną? – ponowiła pytanie, zdecydowanie przyjaźniejszym tonem – Po drodze mogę pokazać Ci parę fajnych miejsc, co ty na to? – spojrzałem na brata, potem na jej ojca, oboje wyglądali na zadowolonych z takiego wyjścia. Choć każdy miał w tym swoje własne intencje. Itachiemu chodziło o to abym trafił bezpiecznie na miejsce, a Kakashiemu o to aby jego córka miała tymczasowe zajęcie. Sama dziewczyna zachowywała się tak jak by bardzo jej na tym zależało.
            -  Dzięki za propozycję, z chęcią zwiedzę trochę miasto– odparłem uśmiechając się do niej uprzejmie, na co ta uśmiechnęła się radośnie i z odrobiną ulgi, jak by to że będzie miała towarzystwo w najbliższym czasie sprawiało jej ogromną przyjemność i wyswobodzeniem z nudnej reszty dnia. Pożegnałem się z Hatake i z Itachim kierując się za różowowłosą.
            - W takim razie chodźmy, mam Ci sporo do pokazania, jak będziesz chciał to możemy się wybrać gdzieś również jutro, jeśli oczywiście znajdziesz wolną chwilę i nie znudzisz się moim towarzystwem. – mówiła wychodząc z sali konferencyjnej. Zatrzymaliśmy się na chwilę przed jednym z gabinetów który należał do jej ojca jak głosił napis na drzwiach. Wzięła stamtąd czapkę, okulary i swoją torebkę. Po czym ruszyliśmy bezpośrednio do windy.
            W recepcji oddałem plakietkę gościa w ręce Pani R. która dalej mierzyła mnie swoim bezczelnym spojrzeniem.
- Poproś brata żeby załatwił ci stałą przepustkę, nie będziesz musiał stawać oko w oko z tą bestią z recepcji – podpowiedziała Sakura szeptem, gdy odchodziliśmy od miejsca pracy Pani R. Była bardzo spostrzegawczą osobą.
- Nie omieszkam – zapewniłem.
 Udaliśmy się na parking podziemny gdzie Sakura zaparkowała swoim samochodem. A cóż to był za samochód… Czerwony Suzuki Kizashi. Nie jestem jakimś tam specjalnie znawcą samochodowym, gdyż po prostu mnie to nie interesuje, ale ten samochód robił ogromne wrażenie. Wpakowaliśmy się do środka i po chwili mknęliśmy ulicami po mieście. Ruch na drodze zmalał, ale nie na tyle by można było bezpiecznie rozwijać prędkość, a Sakura nie wyglądała mi na osobę którą kręci szybka i niebezpieczna jazda.
            Bardzo przyjemnie spędziliśmy czas. Pokazała mi różne ciekawe miejsca gdzie można coś zjeść, bądź zobaczyć, lub zabawić wraz ze znajomymi. Podczas naszej małej wyprawy, była bardzo wygadana. Narzekała na swojego brata, że nie poświęca jej tyle czasu co kiedyś, że jej przyjaciółka wyprowadziła się z rodziną do Korei, dowiedziałem się że wraz z bratem i dwoma kolegami ze szkoły stworzyli zespół muzyczny i że szukają wokalisty. Zadawała też mnóstwo pytań by jak najlepiej mnie poznać w tak krótkim czasie. Nie powiem że nie było to bardzo zabawne, z niektórymi pytaniami wyskakiwała tak niespodziewanie iż czułem się tak jak bym był osaczony, ale budziła ona tak pozytywną aurę, że nie sposób było się jej oprzeć, zwłaszcza że jej pytania nie były skomplikowane. Pytała o ulubiony kolor, film, zespół, porę roku. Widać było po niej że mimo że pytania nie były jakoś specjalnie wymyślne była ujmująco ciekawa odpowiedzi. Już na pierwszy rzut oka wyglądała na osobę godną zaufania, a im bardziej ją poznawałem w tak krótkim czasie, tym bardziej się w tym stwierdzeniu utwierdzałem. I byłem jawnie zadowolony z takiego podsumowania.
            Na moje pytanie odnośnie celu jej pytań odpowiedziała tylko:
            - To właśnie krótkie i banalne pytania pozwalają nam poznać lepiej człowieka, to właśnie one otwierają nowy etap znajomości. Bo przecież nie zamienię się w pył i nie zostanę wessana wraz z tlenem i nie dowiem się co chodzi po głowie drugiemu człowiekowi. To w szczegółach drzemie tajemnica – zapewniła- a szczegółom wystarczy odrobina czyjegoś zainteresowania. Ile słodzisz?
            W jej odpowiedzi było coś, co wskazywało że jest bardzo zmienną osobą. Toteż moja odpowiedź o dwóch łyżeczkach cukru, napędziła falę nowych pytań.     
Odstawiła mnie pod dom równo o siódmej wieczór, z informacją że o tej porze Itachi wraz z jej ojcem kończą pracę we wtorki. Więc nie będę musiał długo czekać na brata i wałęsać się w osamotnieniu. Gdy odjeżdżała, rzuciła jedynie że przyjedzie jutro w południe.
            Z takim zapewnieniem, obiecałem sobie że to ja jutro będę zadawać pytania. Bądź co bądź należał się jej rewanż.

~*~

Kremówki, wszędzie puszyste przepyszne kremówki. Jak ja kocham kremówki. Czy może być coś pyszniejszego niż kremówka? No może karpatka, ale ja tu śnię o kremówkach. Boże jak ja dawno nie jadłem kremówki.
- Sasuke – cichy szept rozszedł się echem w mojej głowie.
 - Shmm… - coś dziwnie zabrzmiało moje „Spierdalaj”.
 - Sasuke – powtórka z rozrywki czy jak? Dajcie mi wszyscy święty spokój.
 - Syhmm… - ileż można powtarzać?! Hmm… Zjadłbym kremówkę.
 - Sasuke wstawaj! – mocny głos i potrząsanie z ramie wyrwało mnie z objęć snu.
 - Spierdalaj – warknąłem już w pełni świadom otoczenia w którym się znajduje, teraz liczyło się aby ta osoba czym prędzej powiedziała co wiedziała i zostawiła mnie w spokoju, zwłaszcza że mało prawdopodobnym było to aby miała dla mnie kremówkę. Byłem potwornie zmęczony, i wolałem nie widzieć swojej twarzy w lustrze. Bałem się że własne odbicie zwaliło by mnie z nóg. Kremówka z pewnością postawiła by mnie na nogi.
            - Też Cię Kocham. – zaraz, zaraz… czy ja się nie przesłyszałem? - Wiem że jest późno ale chciałem ci tylko powiedzieć że kolejny lot do Mediolanu jest jutro w południe.
            - Po co mi to mówisz pedale? Nie widzisz że próbuje spać?
            - Widzę, widzę, chciałem się tylko dowiedzieć czy lecisz ze mną? – „A masz kremówkę?” ironizowałem w myślach. Dużo bym zrobił za duży kawałek kremówki.
            - Naruto ja wracam do domu. Ty rób co uważasz za słuszne, a teraz daj mi spać i sam się lepiej połóż. – tak idź sobie i zostaw mnie w spokoju z moim kilogramem pisku.
            - Jesteś pewien że ze mną nie polecisz?
            - Rany boskie, TAK! – warknąłem – Idź spać do cholery! – Tak! nie ma kremówki więc bierz dupe w troki razem ze swoim worem piachu i leć w kimono.
            - Nie mogę zasnąć –no na litość Boską, serio?!
            - Wara od mojego piachu! – warknąłem wtulając się w miękką poduchę.
            - Co ?! – Boże jakie te dzieci nie kumate.
        - Napij się mleka, policz owce czy co tam się liczy ale wiara od mojego piachu popiepszeńcu…
            - Aaa… rozumiem… wierzysz w piaskowego dziadka hehe.
            - Zaraz wstanę i Ci przywalę popaprańcu jeśli zaraz z tond nie wyjdziesz. – Nie ma kremówki? Nie ma więc ulgowego traktowania.
            - Okej, okej już wychodzę – No nareszcie, proście a będzie wam dane. – Ale ograniczaj  się z tymi przekleństwami bo to nie przystoi Uchiha – tego było już za wiele. Podniosłem się, ledwo bo ledwo i niczym błogosławieństwo spłynęły na mnie dźwięki ucieczki tego pokraki.

            - Alleluja – mruknąłem i odpłynąłem w sen. Sen o szmaragdach. A może to były oczy? Sam już nie pamiętam. Wiem jedynie że były zielone. Zielone i bardzo uspokajające. W końcu od bardzo dawna mogłem powiedzieć że czuje się zrelaksowany, jak by wszystko układało się tak jak powinno i mimo że nie siedziałem w samolocie powrotnym do Tokio a znajdowałem się na bardzo wygodnej kanapie pod ciepłym kocykiem w mieszkaniu w Los Angeles, czułem się jak bym był już w domu. Czułem się tak tylko dla tego iż wiedziałem że i ona jest w bezpiecznym miejscu i śni własne sny.


♥♦♥♦♥♦

Rozdział jak rozdział. Flaki z olejem czy coś… Starałam się sprężyć dla Luce Lue gdyż moja droga, twoje słowa były niczym prąd w kontakcie. No i do tego okropna cisza panuje wśród autorów i nie ma co czytać… Choć nie narzekam bo w tym roku przeczytałam już ponad 30 książek, a kolejne już się czają w kolejce. Jednakowoż to nie to samo co czytanie opowiadań o SasuSaku.
Rozdział dobrze mi się pisało, nie powiem… ale czy jestem z niego zadowolona? Nie mnie to oceniać a wam. Wiem że czegoś w nim brakuje, ale starałam się wszystko uzwyczajnić, bo przecież jak mieli się niby poznać? Chodzi w tym o to aby łatwiej było się utożsamić z bohaterami. Przecież nie rzucę dziewczyny pod pociąg aby ten mógł ją uratować z opresji… jaki normalny człowiek poznaje w ten sposób miłość swojego życia?
            Kolejny rozdział zależy od was moi kochani! Tak więc chcecie rozdział trzeci z perspektywy Sasuke czy Sakury? I jeśli ktoś z was ma jakiś pomysł, no nie wiem, chciał by mieć wpływ na opowiadanie, śmiało, z przyjemnością poznam wasze propozycje. Opowiadanie nie ma rozplanowanego rozwoju wydarzeń dla tego może być do woli modulowane.
Liczę na wasze komentarze, bardzo mnie motywują i dzięki nim łatwiej mi się pisze bo przynajmniej wiem że ktoś czeka na kolejny rozdział.
A co do kremówek… nie przepadam osobiście za ciastami ale karpatkę to bym se zjadła.

7 komentarzy:

  1. Super rozdział ;) Czytało mi się go bardzo lekko :) Uwielbiam takie momenty :D Jednak trochę się gubiłam gdy wracałaś do przeszłości. Powinnaś to gdzieś zaznaczyć :) Poza tym opowiadanie jest niezwykle ciekawe biorąc pod uwagę fakt, że nie masz zaplanowanej fabuły :D Cieszę się, że starasz się wprowadzić sytuacje z życia, bo tak jest ciekawiej i masz racje, że łatwiej jest się utożsamić z bohaterem ;) Jeśli chodzi o mnie to z chęcią przeczytałabym kolejny rozdział z perspektywy Sasuke ;) Jakoś bardziej ona do mnie przemawia :D Mam nadzieję, że Sasuke znajdzie Sakurę w Japonii ;) Chciałabym aby wrócili do siebie :D

    Ehhh przez ciebie mam ogromną ochotę na kremówki ale niestety o tej porze nie mam możliwości ich kupić :P Uwielbiam wszystkie słodycze więc teraz będę się męczyć do rana :P haha

    Z niecierpliwością czekam na kolejną notkę :D Liczę na to, że pojawi się jak najszybciej :)
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wstępie: Retrospekcje są zaznaczone jaśniejszym kolorem. Im więcej rozdziałów tym łatwiej będzie się odnaleźć.
      Chciała bym jeszcze dodać że perspektywa Sasuke ukazuje nam wspomnienia z początków ich znajomości, zaś perspektywa Sakury ukazuje wspomnienia z początku rozpadu ich związku. On rozpamiętuje to co było piękne w ich związku, zaś ona to co doprowadziło do jego rozpadu.
      Tak więc zanim dojdzie do ich ponownego spotkania, poznamy ich przeszłość.
      Życzenie będzie spełnione, kolejny rozdział będzie z perspektywy Sasuke. Ok, biorę się do roboty.
      I dziękuję za komentarz, bo jak długo by mi nie napisano odpowiedzi, tak długo nie zawracałabym sobie głowy nowym rozdziałem.
      Dziękuję za miłe słowa.
      A co do kremówek, to był taki nagły impuls wprowadzenia humoru do rozdziału :D Ogólnie rzecz biorąc ten rozdział sam w sobie jest pogodniejszy, choć muszę przyznać że nie tego oczekiwałam po tym opowiadaniu. Ale wyszło jak wyszło :) Ważne że komuś się podoba.

      Usuń
  2. Voodoo, kochana <3
    Trochę spóźniona, ale jestem ^^ Dość dawno nie miałam okazji przeczytać czegoś Twojego ;c wchodziłam regularnie, sprawdzając czy jest kolejny rozdział, ale nie było T^T
    Bardzo się cieszę, że moje słowa są jak prąd w kontakcie ;3 Taka błahostka, a jak cieszy ! ;3
    ekm,ekm ;d
    Nie zaprzątam Ci głowy literówkami, których było mało, tylko lecę dalej ^^
    Strasznie spodobał mi się początkowy fragment rozdziału <3 Dokładniej rozchodzi mi się o część zaczynającą się od słów " Nie byłem pyłem [...] " Jest to bodajże drugi akapit. Podziwiam to w jak mistrzowski sposób umiesz coś ująć słowami. *.* Chciałabym potrafić to co Ty ^^
    Ogólnie, rozdział pochłonęłam w jednej chwili ;3 Jednak, nie wywarł na mnie tak ogromnego wrażenia, jak poprzednie ;) Ale nie ma co porównywać rozdziałów, każdy jest inny, więc nie oceniam miarą innych ;3
    Więc, rozdział na poziomie ^^ I nie jest nudny, po prostu potrzeba tekstu, który nie wprowadzi czegoś w obecną sytuację, a wyjaśni nam "coś". Z tego co widzę, to jeszcze kilka przed nami ^^
    Dlatego czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, którego jest już aż 15 procent ! <3 I sama biorę się do ostrej pracy po tak długiej przerwie ! ;3 |
    Życzę weny kochana !
    Do napisania ;**
    Ps Kremówki były bardzo dobrym, żeby nie powiedzieć pysznym, posunięciem xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i oczywiście zapomniałam ><
      Ja osobiście chciałbym przeczytać "coś" z punktu widzenia Sakury, ciekawa jestem jak ona się na to wszystko zaopatruje,chociaż może lepiej nie wprowadzać jej w tym momencie ;3

      Usuń
    2. Jeśli chodzi o drugi akapit. Każdy potrafi przepisać własne myśli na papier. Ja myślę w ten sposób, więc to dla mnie żaden problem. Gorzej jest z napisaniem dobrego rozdziału, ograniczając własny tok myślenia do minimum.
      Sama twierdzę że rozdziałowi brakuje, tego czegoś i chyba rozchodzi się o tą całą melancholię. Już sama nie wiem... ale lubię podkopywać stan psychiczny moich bohaterów.
      Kolejny rozdział będzie z perspektywy Sasuke, aczkolwiek już teraz wiem co się wydarzy w rozdziale czwartym, tak więc bez obaw, będzie on z perspektywy Sakury i chyba sama siebie zaskoczę jak już go skończę :)
      Dziękuję za miłe słowa, są mi tak potrzebne jak powietrze, bez nich, rozdział pisałby się wiekami. Chyba każdy autor opowiadania zna to uczucie uzależnienia od komentarzy. To daje takiego mocnego kopa pełnego motywacji i wiary we własne siły.
      Luce, mam nadzieję że na twoim blogu, rozdział 6 pojawi się równie prędko, bo jestem za przeproszeniem, cholernie zniecierpliwiona :*

      Usuń
  3. Tum... Tum... Tum...
    To znowu ja :)
    No to więc... Spotkanie, jak spotkanie - zwyczajne, aczkolwiek i tak fajne. No, bo kto normalny zabiera kogoś na tak uroczą wycieczkę z gammą niekończących się pytań :)? Znowu zdradziłaś coś o Sakurze :)

    I ah ten zadziorny Sasuke... :)
    No cóż, oby tak dalej...
    Chociaż zabił mnie Twój jeden błąd: zamiast stąd napisałaś chyba "z tond" jakoś tak.... To mnie lekko ogłuszyło, ale poza tym to nie jest źle :)

    Jak zwykle spoko tajemniczosc :D
    Następny rozdział chyba przeczytam później, bo ja to trochę za szybko wciągnę i będę musiała czekać, aż stworzysz następny rozdział :( No... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dam.. Dam.. Dam...
      Zaczynasz mnie przerażać :)

      Co do błędów, znalazłam już osobę która będzie pełniła funkcję korektora moich wypocin, tak więc mam nadzieję że nie będę mordować cię moją dysleksją :)

      Ja sama nigdy nie zostawiam czegoś na później, nawet jeśli przyszło by mi siedzieć do białego rana, nie wytrzymałabym tyle w ciągłej niewiedzy :)

      Dziękuję za komentarz :)
      Pozdrawiam

      Usuń