„To my śnimy nasze sny”
Willy Wonka
Nie byłem skałą by być obojętny
na jej osobę. Jedno spojrzenie na nią wystarczyło by coś w głębi mnie mną
ruszyło, wcale nie mówię że były to jakieś żenujące motyle jak to mają w
zwyczaju mówić dziewczyny, porównałbym to raczej do chmary eksplodujących
kolibrów, choć muszę stwierdzić że to w żadnym stopniu nie jest bardziej męskie
określenie na stan zauroczenia drugą osobą niżeli porównywać to ze stanem
emocjonalnym dziewczyn. O czym ja myślę? Nie jestem babą! Nie potrafię myśleć
jak baba. I nie mam takiego zamiaru. Ale coś w niej było. Sam nie wiem, czy
chodziło mi tylko o wygląd? W tamtej chwili wydawała się naprawdę pogodną osobą
która dzieliła się swoją pozytywną energią z całym otoczeniem. Przy niej nawet
niebo nie miało prawa się zachmurzyć. Więc nie chodziło tylko o wygląd.
Nie byłem pyłem by znaleźć się w
powietrzu którym oddycha, i który wraz z dawką upragnionego tlenu osiadłby w
jej płucach by choć przez chwilę stać się częścią jej osoby. Chciałem ją
poznać, chciałem przekonać się że nie jest jedną z tych dziewczyn które mimo że
piękne z zewnątrz to przeżarte stęchlizną od środka. W tamtej chwili pragnąłem
dowiedzieć się czegokolwiek na jej temat. Żałuję tylko jednego. Że od początku
nie wiedziałem że ją kocham.
~*~
- Mówiłem jej „zadzwoń po kogoś z
jej rodziny, będą wiedzieć co robić” ale ona za wszelką cenę próbowała załatwić
to wszystko sama, no i proszę co z tego wyszło… Naruto dodzwonił się do swojego
ojca?
- Jeszcze mu się nie udało…
- To raczej dziwne że nie odbiera
telefonu, patrząc na to co się dzieję w około… śmiem podejrzewać że Sakura
jeśli już by miała się do kogoś wybrać, to właśnie do Kakashiego, bądź co bądź
to jej ojciec a sam musisz przyznać że zawsze była z nim emocjonalnie mocno
związana.
- Też tak myślę…
- Odbieraj stary dziadzie!!! –
poirytowany głos Naruto pojawił się w salonie wraz z jego właścicielem.
- Nie wiem jak ty, ale moim
zdaniem Naruto nie ma za grosz szacunku do człowieka który go wychował – Neji
wypowiedział to zdanie na tyle cicho by dotarło wyłącznie do Sasuke –Naruto
gdzie Hinata?
- Beczy w swoim pokoju – warknął
w odpowiedzi.
- Ta… wy sobie wyjedziecie a mi
zostawicie na głowie babę na skraju załamania nerwowego .
- Pieprzy mnie to.
- Naruto wiem że jesteś wściekły
ale nie przesadzasz…
- Wytłumacz mi proszę gdzie tu
miejsce na przesadę?!
- Emm…
- Odbieraj ten pieprzony
telefon!!! – krzyknął do trzymanego w ręku telefonu komórkowego.
- Sasuke mogę Cię prosić na
słówko? – Wyszeptał niepewnym głosem Neji.
- Jasne – oboje udali się do
kuchni, gdzie Neji wyjął dwa kubki do których wsypał kawę, Sasuke zaś podłączył
czajnik aby zagotować wodę.
- Czy mi się zdaje, czy ja czegoś
tutaj nie rozumiem?
- Wydzierali się w nocy nie
miłosiernie i tak jakoś wyszło że zaczęli schodzić na inne tematy. – Sasuke
przetarł zmęczone brakiem snu oczy i usiadł na krześle barowym podpierając
głowę na prawej ręce. - Nie wiem, sam ledwo tego słuchałem, ale o ile się nie
mylę Naruto zaczął po niej ostro jechać, no a Hinata, jak to Hinata nie była mu
dłużna i tak od słowa do słowa.
- Jeszcze nigdy nie widziałem
Naruto tak wściekłego. – zauważył – No może nie licząc tej sytuacji trzy lata
temu, wiesz o co chodzi…
- Aż za dobrze.
- Coś ty taki lakoniczny?
- A coś ty taki rozgadany?
- Ludzie się zmieniają.
- To sytuacje się zmieniają,
nigdy ludzie – Neji zalał dwie kawy gorącą wodą z czajnika po czym podał jeden
z kubków przyjacielowi.
- Rzeczywiście, dalej jesteś
cholernie zamknięty w sobie. Ale co się dziwić jesteś Uchiha, sam fakt że
nosisz to nazwisko do czegoś zobowiązuje.
- Mogę wiedzieć o czym ty
pierdolisz?! – zduszony śmiech wydobył się z krtani karookiego.
- No wiesz Uchiha. Banda ludzi
którą łączy jedynie nazwisko, przynależność etniczna, no i może zbliżony wygląd.
Sam musisz przyznać, patrząc na Ciebie i Itachiego wnioski nasuwają się same.
Jesteście bandą mieszańców.
- Najwyraźniej nie poznałeś
dobrze reszty mojej rodziny.
- Oj wierz mi, nie chce bliżej
poznawać Twojego ojca, jest przerażający – Neji wzdrygnął się teatralnie.
- Dziwne, znam parę osób które
twierdzą inaczej ale co ja tam mogę wiedzieć, w końcu jestem Uchiha. –
zironizował. – Poza tym, mój ojciec jest duszą towarzystwa, nie wiem o co Ci
chodzi.
- Taa… Jasne. Dobra koniec tej
gatki szmatki. Co zamierzasz?
Ciche westchnięcie wydobyło się z krtani Sasuke, ponownie
przetarł zmęczone oczy, po czym chwytając za kubek z kawą wlał w siebie jej
zawartość.
- Naruto
powinien mieć świadomość tego że nie uda mu się dodzwonić do Kakashiego. Sakura
od dłuższego czasu nie dopuszczała do siebie Naruto tak blisko jak ojca, mimo
że są rodzeństwem, zaczęła trzymać go na dystans gdy zaczął spotykać się z
Hinatą a raczej to on się zaczął trzymać na dystansie ona się tylko
dostosowała, i jeśli chodziło o strefę uczuciową nie ma już do niej wstępu. Naruto
nigdy tego nie dostrzegał. Dopóki przybiegała do niego z krzykiem aby zabił
pająka w jej pokoju wszystko było w porządku. Tak więc nie ma innej opcji.
Sakura jest w Mediolanie z ojcem. Naruto zaraz pewnie połączy się z liniami
lotniczymi i wpakuje się w pierwszy lepszy samolot jaki będzie tylko
nakierowany w tamtym kierunku. A gdy tam doleci jej już tam nie będzie.
- Skąd
możesz to wiedzieć? Myślisz że Kakashi spuści ją z oczu?
- Po prostu
znam ją lepiej. Kiedy jeszcze byliśmy razem mówiła mi o wszystkim. Nie miała
przede mną żadnych tajemnic. Czasami to co mówiła wydawało się puszczone
bezpośrednio z głowy bez żadnego filtru który potrafił by to sklecić w zdanie
mające względny sens. – na twarzy parookiego pojawił się ledwo dostrzegalny
uśmiech – a co do Kakashiego, wie co robi.
- Tęsknisz
za tym? No wiesz za tym jej bezustannym gadaniem o wszystkim i o niczym? Bądź
co bądź, czasami jak dostawała kręćka, trudno było ją przegadać.
- Tęsknie
za nią.
- Zrobisz
coś z tym? Polecisz za nią?
- Tak.
Wylatuje z powrotem do Japonii.
- Ale sam
przed chwilą mówiłeś że z pewnością jest w Mediolanie, dla czego nie polecisz
razem z Naruto?
- Jak już
mówiłem. Znam ją na tyle by wiedzieć gdzie na nią zaczekać.
- Neji !!!
– krzyk z salonu rozległ się po całym mieszkaniu.
- Łoho
szatan wzywa – mruknął nawoływany, po czym zsunął zostawiając pustą szklankę po
kawie w zlewie i ruszył do salonu, z miną cierpiętnika.
Sasuke odłożył swoją szklankę na
blat, po czym wyjął telefon informujący o nowej wiadomości z kieszeni.
Odblokował ekran, wcisnął wyświetlającą się ikonę koperty, po czym odczytał
wiadomość, wypuszczając z ulga powietrze z płuc i rozluźniając mięśnie szyi.
„Właśnie zasnęła”
- Najwyższa pora abym i ja trochę
odpoczął po tym wszystkim – mruknął pod nosem i odpisał na sms-a.
„Miej ją na oku”
~*~
To było cholerne centrum Tokio! A
mając na myśli centrum, po głowie chodzą mi takie określenia jak: wściekły
tłum, brak tlenu na wyłączność, korki na kilometr. Nie wiem co ja robię w tym
miejscu… a zaraz, jakże mógłbym zapomnieć! O Stwórco! I ja mam mieszkać w tym
mieście?! To są kpiny!
Wiem,
przygotowywałem się do tej piekielnej przeprowadzki od roku by wyrwać się z pod
skrzydeł moich emocjonalnie na wskroś przesiąkniętych miłością rodziców. Może to się wydawać niemożliwe, ale we
własnym rodzinnym domu, przez ostatnie miesiące czułem się duszony, a i owszem
duszony, przez nie co innego jak mocne uściski mojej mamy która sprawiała że
czułem się kompletnie zażenowany jej zachowaniem.
W każdym
razie, nie byłem przygotowany na to co zastałem, godziny szczytu w samym
centrum Tokio były czymś… jak by to ująć… Czymś co mógłbym porównać do siódmego
kręgu piekieł. Tak siódmego, nie pierwszego, nawet nie drugiego lecz siódmego.
Bo żeby być gotowym na taki level trzeba było być jego bossem. Rozumiałem że
mieszkańców tego miasta nic w tym nie dziwiło, to była dla nich codzienność,
ale dla mojej osoby to było wręcz nie do pomyślenia że od dzisiaj będę mieszkać
w tym oto mieście.
Nie, nie,
nie. Dosyć myślenia o moim położeniu. Przebijanie się przez rozwścieczony, żądny
mojej krwi tłum, miałem już za sobą. Jakież to było przyjemne uczucie wejść
przez drzwi ogromnego budynku, gdzie w samym lobby przebywało może z dziesięć
osób. Ze szczęścia miałem ochotę unieść ręce w stronę nieba i wykrzyczeć
„Dzięki Ci Stwórco”. Aczkolwiek byłem człowiekiem o zdrowych zmysłach, i takie
zachowanie zwyczajnie by nie przystało mojej osobie.
Teraz
stanąłem przed nowym zadaniem. Recepcjonistka. Tak, zapowiadało się doprawdy
wspaniale, gdyż gdy tylko przekroczyłem próg tego budynku jej laserowe
spojrzenie, gdyby mogło przykuło by mnie do ściany. Jasne wiedziałem, że w
jakimś stopniu byłem tam atrakcyjny, niejednokrotnie już to słyszałem, ale
serio?! Wlepiać w obcą osobę rozbierające spojrzenie?! To było dla mnie
zdecydowanie za wiele. Zwłaszcza niesmaczny był fakt że recepcjonistka mogła by
być moją matką. Błe… aż miałem ciarki. A jednak to do niej skierowałem swoje
kroki. Stwórco miej mnie w swojej opiece.
- Dzień dobry.
W czym mogę pomóc? – odezwała się pani R. której uśmiech był nienaturalnie
szeroki.
- Byłem
umówiony na spotkanie z Itachim Uchiha. – odpowiedziałem przyjaznym głosem.
Bądź co bądź to ten babsztyl miał mi wręczyć przepustkę.
- Pańska
godność? – serio? Czy jej uśmiech ma jakiś limit? Gdybym chciał mógłbym
policzyć dokładnie wszystkie jej śnieżnobiałe zęby…
- Sasuke Uchiha – odparłem, na co
babsztyl wywalił gały, lecz usta były dalej szeroko rozwarte, co sprawiło że
wyglądała jak kot z Alicji w Krainie Czarów. Zawczasu pokazałem jej dokument
mojej tożsamości, by nie pozostawić żadnych wątpliwości co do mojej
prawdomówności, po czym schowałem go z powrotem do mojej torby. Pani R. zaczęła
wystukiwać cyferki w komputer, po czym wyciągnęła z szuflady plakietkę, na
której pisało „Gość”, po czym przesunęła ją po blacie w moją stronę. Ja nie
czekając chwyciłem za plakietkę, wypowiadając słowo podziękowania, ruszyłem w
stronę bramek gdzie stała ochrona. Pokazałem plakietkę, po czym skierowałem się
w stronę windy, czując na sobie rozbierające spojrzenie pani R.
Na windę
nie przyszło mi długo czekać. Gdy znalazłem się już w środku z przyjemnością
stwierdziłem że jestem w niej sam. Wcisnąłem przycisk ostatniego piętra i gdy
drzwi które już się zamykały zostały odparte przez szczupłą dłoń, lekko się
zdziwiłem. Drzwi ponownie się otworzyły a do środka wparowała średniego wzrostu
dziewczyna o burzy różowych włosów które, cudem zostały związane w kucyk i
wepchnięte pod czapkę. Na nosie miała brązowe pilotki za którymi schowała swoje
spojrzenie.
-
Przepraszam. – zabrzmiał w windzie jej melodyjny głos, a jej spojrzenie
skierowało się w moim kierunku. Kiwnąłem głową na znak że nic się nie stało.
Dziewczyna podniosła rękę w stronę przycisków by dostać się na odpowiednie piętro
ale ten gest zaraz został zaniechany. Widziałem że uśmiechnęła się pod nosem,
po czym pakunek, który był w miarę sporych rozmiarów pochwyciła w obie ręce i
stanęła przodem do drzwi. Teraz mogłem przyjrzeć się jej osobie bez żadnych
problemów. Białe trampki, ciemne obcisłe dżinsy, biała luźna podkoszulka na
grubych ramiączkach z mniejszym nadrukiem „ I AM SHER LOCKED”, od razu dał mi
do świadomości że dziewczyna jest fajką, współczesnej wersji przygód
serialowego Sherlocka. Plus za oryginalność, pomyślałem.
Kiedy drzwi windy otworzyły się
na ostatnim piętrze, dziewczyna wprost z niej wybiegła jakby się paliło. Co
lekko mnie zdziwiło, ale nie zawracałem sobie nią głowy, byłem tutaj z innego
powodu. Otóż to Itachi, był moim celem.
Skierowałem swoje kroki w stronę
sekretarki która notowała coś w terminarzu, tym samym odbierając telefon przez
słuchawkę bluetooth i informując wy ćwiczonym miłym głosem że ani Pan Hatake
ani Uchiha nie jest dzisiaj osiągalny. Gdy znalazłem się naprzeciwko
dziewczyny, ta zwróciła swoje spojrzenie w moją stronę, a na jej twarzy pojawił
się szeroki uśmiech.
- Pan Uchiha, jak mniemam? –
zapytała aby się upewnić, choć wiedziałem że Ona wie.
- Tak, ja do mojego brata. –
odparłem rzeczowo, i o ile pani R. rozbierała mnie swoim spojrzeniem o tyle
pani S. oszczędziła mi zażenowania, jedynie obdarzyła mnie uprzejmym zawodowym
uśmiechem po czym przeszła do wykonywania obowiązków sekretarki.
- Znajdzie pan swojego brata w
Sali konferencyjnej, prosto, potem w lewo i ostatnie drzwi na wprost. –
odrzekła i wróciła do odbierania napływającej fali telefonów.
- Dziękuję – odparłem i ruszyłem
we wskazanym kierunku. Nie powiem, całe biuro było ogromne pomimo iż niewiele
osób w nim pracowało. Jak wiadomo ostatnie piętro zajmował sam właściciel
budynku i jego prawa ręka czy wspólnik, jak kto woli.
Idąc za wskazówkami pani S.
znalazłem się pod dwuskrzydłowymi drzwiami na których znajdowała się tabliczka
która głosiła „Sala konferencyjna”. Nie czekałem dłużej i zapukałem dwukrotnie,
by po chwili ujrzeć w drzwiach rozpromienioną twarz mojego brata.
- Sasuke!
Już jesteś. Wspaniale się składa, zaraz przyjdzie jedzenie. Wchodź. Przy okazji
poznasz mojego szefa– nie żeby dał mi dojść do głosu zagarniając mnie jedną
ręką i wprowadzając do pomieszczenia które zajmował ogromny długi stół wokół
którego zasunięte były krzesła. U szczytu stołu siedział białowłosy mężczyzna,
na oko miał 40 może 45 lat. Musze się przyznać że nie jestem zbyt dobry w
określaniu wieku, toteż nie byłem z grubsza pewny czy jestem blisko, aczkolwiek
mężczyzna wyglądał bardzo młodo i widać że o siebie dbał, zresztą co jak co ale
był prezesem Hatake Inc. A to do czegoś zobowiązywało, a zresztą co ja tam
wiem, pierwszy raz na oczy widzę człowieka który stoi tak wysoko na szczeblu
społecznym.
- Hatake
Kakashi – przedstawił się mężczyzna gdy mój brat mnie przed niego zaciągnął.
Muszę przyznać że wyglądał na bardzo ułożonego i przyjemnego człowieka, i jeśli
miał swoją drugą stronę nie chciałem jej poznawać.
- Sasuke
Uchiha – podałem mu rękę na znak przywitania. – Miło mi Pana poznać.
- Och,
obejdzie się bez tych konwenansów na gruncie prywatnym, tyle o tobie słyszałem
od Itachiego iż wydaje mi się jak bym cię już bardzo dobrze znał. Jak minęła
podróż? Z tego co wiem dzisiaj przyjechałeś do miasta.
- Jeśli mam
być szczery, podróż mnie wykończyła ale nie tak jak dostanie się do centrum w
porze lunchu.
- Ha! A
jednak jest ktoś jeszcze na tym świecie który podziela opinię mojego syna.
- Naruto to
leń, jemu trudno przejść z punktu A do punktu B w zwykłym teście, a co dopiero
na ulicy.
- Ale
przynajmniej zdał egzaminy końcowe i pokazał na co go stać. Mniejsza o to. Gdzie
nasz lunch?
- A ty
tylko o jedzeniu, swoją drogą mam nadzieję że nic nie jadłeś Sasuke,
zamówiliśmy sporo jedzenia – pokiwałem przecząco głową w odpowiedzi – To
dobrze. Fajnie że w końcu jesteś, będę miał do kogo gębę otworzyć po powrocie
do domu.
- Nie
liczył bym na to Itachi – wtrącił się Hatake – Sasuke z pewnością będzie miał o
wiele ciekawsze zajęcia niż ciągnięcie bezowocnych konwersacji z taki
nudziarzem jak ty. – odparł a na jego twarzy zagościł psotny uśmiech. W tym
samym Momocie do pomieszczenia wjechał wózek uginający się pod jedzeniem,
pchany przez dziewczynę którą spotkałem w windzie. Tym razem nie miała ona na
głowie czapki ani okularów, a jej włosy długie różowe luźno opadały na plecy.
- Panowie
strawa gotowa – rzuciła z uśmiechem przybliżając wózek w naszą stronę.
Obrzuciła wszystkich spojrzeniem swoich szmaragdowych oczu, koncentrując się
chwilowo na mnie, po czym rzuciła pełne oczekiwania spojrzenie w stronę mojego
brata.
- Itachi
przedstawisz mi swojego brata? – zapytała w końcu nie doczekując się odpowiedzi
na swoje nieme pytanie.
- A tak!
Sakura to Sasuke, Sasuke to Sakura córka Kakashiego – no tak, córka, czyli
rozpieszczona księżniczka jak mniemam, ale zaraz, zaraz nie oceniam.
- Miło mi
Cię poznać Sasuke – przywitała się podając mi dłoń i obdarowywując mnie
promiennym uśmiechem zarezerwowanym, jak mi się wydaje, dla przyjaciół.
- Z
wzajemnością – odparłem nieco oczarowany? Tak oczarowany! Dziewczyna wyglądała
jak wyrwana z żurnala lub wybiegu, teraz gdy widział ją w całej okazałości
mogłem śmiało stwierdzić że mi się podoba, ale to czy mi się podoba nie ma tu
nic do rzeczy. Jest wiele ładnych panienek, które wykorzystują wygląd lub
koneksje, czasami jedno i drugie by pokazać się od lepszej strony na pierwszym
spotkaniu, a tak naprawdę w środku są pustymi, podłymi osobami gardzącymi wszystkimi
których uznają za gorszych. - ‘Nie oceniaj książki po okładce Sasuke’
powtórzyłem sam sobie.
W trakcie
lunchu, nie odzywała się zbyt wiele, widać było że woli słuchać, zwłaszcza gdy
w towarzystwie znajdowała się osoba której nie znała, tudzież ja. Choć muszę
przyznać że bardzo się starała aby udzielać się w rozmowie na tyle na ile była
w stanie. Itachi był chyba najbardziej rozgadany, co zdarzało się dość
nieczęsto podczas jego odwiedzin w domu rodzinnym, ale nie ma się co dziwić, w
domu to rodzice wszystkich przegadywali, nie dając dojść niekiedy do słowa. Muszę
też stwierdzić, że Sakura wydawała się zwykłą, miłą dziewczyną, nie przejmowała
się docinkami Itachiego, śmiała się z własnych gaf i była ogólnie pogodną
osobą. Tyle wywnioskowałem z jej zachowania podczas wspólnego posiłku, a miałem
się w tym utwierdzić w reszcie dzisiejszego dnia.
- Sasuke,
nie będziesz miał problemy z powrotem do mojego domu? – dopytywał się Itachi
gdy skończyliśmy lunch. Wiem jestem w tym mieście od paru godzin ale przecież
wiem jak się wzywa taxi. To nic skomplikowanego przecież znam adres.
- Żadnego –
odparłem
- Jak
chcesz mogę cię podrzucić – zaproponowała Sakura kończąc sprawdzać w tym czasie
telefon, po czym zwróciła bezpośrednio całą uwagę na mnie – miałam jechać po
brata, ale ten zostaje u swojej dziewczyny – dopowiedziała z przekąsem, jak by
żywiła uraz do jego dziewczyny że odbiera jej czas który mogła by spędzić wraz
z bratem. Czyżby zazdrośnica? Kakashi rzucił jej pytające spojrzenie.
- To
Naruto, nie wraca dzisiaj do domu?
- Na to
wygląda, zresztą co mnie tam on. – rzuciła oburzonym głosem – No to jak Sasuke?
Zabierasz się ze mną? – ponowiła pytanie, zdecydowanie przyjaźniejszym tonem –
Po drodze mogę pokazać Ci parę fajnych miejsc, co ty na to? – spojrzałem na
brata, potem na jej ojca, oboje wyglądali na zadowolonych z takiego wyjścia.
Choć każdy miał w tym swoje własne intencje. Itachiemu chodziło o to abym
trafił bezpiecznie na miejsce, a Kakashiemu o to aby jego córka miała
tymczasowe zajęcie. Sama dziewczyna zachowywała się tak jak by bardzo jej na
tym zależało.
- Dzięki za propozycję, z chęcią zwiedzę trochę
miasto– odparłem uśmiechając się do niej uprzejmie, na co ta uśmiechnęła się
radośnie i z odrobiną ulgi, jak by to że będzie miała towarzystwo w najbliższym
czasie sprawiało jej ogromną przyjemność i wyswobodzeniem z nudnej reszty dnia.
Pożegnałem się z Hatake i z Itachim kierując się za różowowłosą.
- W takim
razie chodźmy, mam Ci sporo do pokazania, jak będziesz chciał to możemy się
wybrać gdzieś również jutro, jeśli oczywiście znajdziesz wolną chwilę i nie
znudzisz się moim towarzystwem. – mówiła wychodząc z sali konferencyjnej.
Zatrzymaliśmy się na chwilę przed jednym z gabinetów który należał do jej ojca
jak głosił napis na drzwiach. Wzięła stamtąd czapkę, okulary i swoją torebkę.
Po czym ruszyliśmy bezpośrednio do windy.
W recepcji
oddałem plakietkę gościa w ręce Pani R. która dalej mierzyła mnie swoim
bezczelnym spojrzeniem.
- Poproś brata żeby załatwił ci
stałą przepustkę, nie będziesz musiał stawać oko w oko z tą bestią z recepcji –
podpowiedziała Sakura szeptem, gdy odchodziliśmy od miejsca pracy Pani R. Była
bardzo spostrzegawczą osobą.
- Nie omieszkam – zapewniłem.
Udaliśmy się na parking podziemny gdzie Sakura
zaparkowała swoim samochodem. A cóż to był za samochód… Czerwony Suzuki
Kizashi. Nie jestem jakimś tam specjalnie znawcą samochodowym, gdyż po prostu
mnie to nie interesuje, ale ten samochód robił ogromne wrażenie. Wpakowaliśmy
się do środka i po chwili mknęliśmy ulicami po mieście. Ruch na drodze zmalał,
ale nie na tyle by można było bezpiecznie rozwijać prędkość, a Sakura nie
wyglądała mi na osobę którą kręci szybka i niebezpieczna jazda.
Bardzo
przyjemnie spędziliśmy czas. Pokazała mi różne ciekawe miejsca gdzie można coś
zjeść, bądź zobaczyć, lub zabawić wraz ze znajomymi. Podczas naszej małej
wyprawy, była bardzo wygadana. Narzekała na swojego brata, że nie poświęca jej
tyle czasu co kiedyś, że jej przyjaciółka wyprowadziła się z rodziną do Korei,
dowiedziałem się że wraz z bratem i dwoma kolegami ze szkoły stworzyli zespół
muzyczny i że szukają wokalisty. Zadawała też mnóstwo pytań by jak najlepiej
mnie poznać w tak krótkim czasie. Nie powiem że nie było to bardzo zabawne, z
niektórymi pytaniami wyskakiwała tak niespodziewanie iż czułem się tak jak bym
był osaczony, ale budziła ona tak pozytywną aurę, że nie sposób było się jej
oprzeć, zwłaszcza że jej pytania nie były skomplikowane. Pytała o ulubiony
kolor, film, zespół, porę roku. Widać było po niej że mimo że pytania nie były
jakoś specjalnie wymyślne była ujmująco ciekawa odpowiedzi. Już na pierwszy
rzut oka wyglądała na osobę godną zaufania, a im bardziej ją poznawałem w tak
krótkim czasie, tym bardziej się w tym stwierdzeniu utwierdzałem. I byłem
jawnie zadowolony z takiego podsumowania.
Na moje
pytanie odnośnie celu jej pytań odpowiedziała tylko:
- To
właśnie krótkie i banalne pytania pozwalają nam poznać lepiej człowieka, to
właśnie one otwierają nowy etap znajomości. Bo przecież nie zamienię się w pył
i nie zostanę wessana wraz z tlenem i nie dowiem się co chodzi po głowie
drugiemu człowiekowi. To w szczegółach drzemie tajemnica – zapewniła- a
szczegółom wystarczy odrobina czyjegoś zainteresowania. Ile słodzisz?
W jej
odpowiedzi było coś, co wskazywało że jest bardzo zmienną osobą. Toteż moja
odpowiedź o dwóch łyżeczkach cukru, napędziła falę nowych pytań.
Odstawiła mnie pod dom równo o
siódmej wieczór, z informacją że o tej porze Itachi wraz z jej ojcem kończą
pracę we wtorki. Więc nie będę musiał długo czekać na brata i wałęsać się w
osamotnieniu. Gdy odjeżdżała, rzuciła jedynie że przyjedzie jutro w południe.
Z takim
zapewnieniem, obiecałem sobie że to ja jutro będę zadawać pytania. Bądź co bądź
należał się jej rewanż.
~*~
Kremówki, wszędzie puszyste
przepyszne kremówki. Jak ja kocham kremówki. Czy może być coś pyszniejszego niż
kremówka? No może karpatka, ale ja tu śnię o kremówkach. Boże jak ja dawno nie
jadłem kremówki.
- Sasuke – cichy szept rozszedł
się echem w mojej głowie.
- Shmm… - coś dziwnie zabrzmiało moje „Spierdalaj”.
- Sasuke – powtórka z rozrywki czy jak? Dajcie mi wszyscy święty spokój.
- Shmm… - coś dziwnie zabrzmiało moje „Spierdalaj”.
- Sasuke – powtórka z rozrywki czy jak? Dajcie mi wszyscy święty spokój.
- Syhmm… -
ileż można powtarzać?! Hmm… Zjadłbym kremówkę.
- Sasuke
wstawaj! – mocny głos i potrząsanie z ramie wyrwało mnie z objęć snu.
- Spierdalaj
– warknąłem już w pełni świadom otoczenia w którym się znajduje, teraz liczyło
się aby ta osoba czym prędzej powiedziała co wiedziała i zostawiła mnie w
spokoju, zwłaszcza że mało prawdopodobnym było to aby miała dla mnie kremówkę.
Byłem potwornie zmęczony, i wolałem nie widzieć swojej twarzy w lustrze. Bałem
się że własne odbicie zwaliło by mnie z nóg. Kremówka z pewnością postawiła by
mnie na nogi.
- Też Cię
Kocham. – zaraz, zaraz… czy ja się nie przesłyszałem? - Wiem że jest późno ale chciałem
ci tylko powiedzieć że kolejny lot do Mediolanu jest jutro w południe.
- Po co mi
to mówisz pedale? Nie widzisz że próbuje spać?
- Widzę,
widzę, chciałem się tylko dowiedzieć czy lecisz ze mną? – „A masz kremówkę?”
ironizowałem w myślach. Dużo bym zrobił za duży kawałek kremówki.
- Naruto ja
wracam do domu. Ty rób co uważasz za słuszne, a teraz daj mi spać i sam się
lepiej połóż. – tak idź sobie i zostaw mnie w spokoju z moim kilogramem pisku.
- Jesteś
pewien że ze mną nie polecisz?
- Rany
boskie, TAK! – warknąłem – Idź spać do cholery! – Tak! nie ma kremówki więc bierz
dupe w troki razem ze swoim worem piachu i leć w kimono.
- Nie mogę
zasnąć –no na litość Boską, serio?!
- Wara od
mojego piachu! – warknąłem wtulając się w miękką poduchę.
- Co ?! –
Boże jakie te dzieci nie kumate.
- Napij się
mleka, policz owce czy co tam się liczy ale wiara od mojego piachu popiepszeńcu…
- Aaa…
rozumiem… wierzysz w piaskowego dziadka hehe.
- Zaraz
wstanę i Ci przywalę popaprańcu jeśli zaraz z tond nie wyjdziesz. – Nie ma kremówki?
Nie ma więc ulgowego traktowania.
- Okej,
okej już wychodzę – No nareszcie, proście a będzie wam dane. – Ale
ograniczaj się z tymi przekleństwami bo
to nie przystoi Uchiha – tego było już za wiele. Podniosłem się, ledwo bo ledwo
i niczym błogosławieństwo spłynęły na mnie dźwięki ucieczki tego pokraki.
- Alleluja
– mruknąłem i odpłynąłem w sen. Sen o szmaragdach. A może to były oczy? Sam już
nie pamiętam. Wiem jedynie że były zielone. Zielone i bardzo uspokajające. W
końcu od bardzo dawna mogłem powiedzieć że czuje się zrelaksowany, jak by
wszystko układało się tak jak powinno i mimo że nie siedziałem w samolocie
powrotnym do Tokio a znajdowałem się na bardzo wygodnej kanapie pod ciepłym
kocykiem w mieszkaniu w Los Angeles, czułem się jak bym był już w domu. Czułem
się tak tylko dla tego iż wiedziałem że i ona jest w bezpiecznym miejscu i śni
własne sny.
♦♥♦♥♦♥♦
Rozdział jak rozdział. Flaki z
olejem czy coś… Starałam się sprężyć dla Luce Lue gdyż moja droga, twoje słowa
były niczym prąd w kontakcie. No i do tego okropna cisza panuje wśród autorów i
nie ma co czytać… Choć nie narzekam bo w tym roku przeczytałam już ponad 30
książek, a kolejne już się czają w kolejce. Jednakowoż to nie to samo co
czytanie opowiadań o SasuSaku.
Rozdział dobrze mi się pisało,
nie powiem… ale czy jestem z niego zadowolona? Nie mnie to oceniać a wam. Wiem
że czegoś w nim brakuje, ale starałam się wszystko uzwyczajnić, bo przecież jak
mieli się niby poznać? Chodzi w tym o to aby łatwiej było się utożsamić z
bohaterami. Przecież nie rzucę dziewczyny pod pociąg aby ten mógł ją uratować z
opresji… jaki normalny człowiek poznaje w ten sposób miłość swojego życia?
Kolejny
rozdział zależy od was moi kochani! Tak więc chcecie rozdział trzeci z
perspektywy Sasuke czy Sakury? I jeśli ktoś z was ma jakiś pomysł, no nie wiem,
chciał by mieć wpływ na opowiadanie, śmiało, z przyjemnością poznam wasze
propozycje. Opowiadanie nie ma rozplanowanego rozwoju wydarzeń dla tego może
być do woli modulowane.
Liczę na wasze komentarze, bardzo
mnie motywują i dzięki nim łatwiej mi się pisze bo przynajmniej wiem że ktoś
czeka na kolejny rozdział.
A co do kremówek…
nie przepadam osobiście za ciastami ale karpatkę to bym se zjadła.
Super rozdział ;) Czytało mi się go bardzo lekko :) Uwielbiam takie momenty :D Jednak trochę się gubiłam gdy wracałaś do przeszłości. Powinnaś to gdzieś zaznaczyć :) Poza tym opowiadanie jest niezwykle ciekawe biorąc pod uwagę fakt, że nie masz zaplanowanej fabuły :D Cieszę się, że starasz się wprowadzić sytuacje z życia, bo tak jest ciekawiej i masz racje, że łatwiej jest się utożsamić z bohaterem ;) Jeśli chodzi o mnie to z chęcią przeczytałabym kolejny rozdział z perspektywy Sasuke ;) Jakoś bardziej ona do mnie przemawia :D Mam nadzieję, że Sasuke znajdzie Sakurę w Japonii ;) Chciałabym aby wrócili do siebie :D
OdpowiedzUsuńEhhh przez ciebie mam ogromną ochotę na kremówki ale niestety o tej porze nie mam możliwości ich kupić :P Uwielbiam wszystkie słodycze więc teraz będę się męczyć do rana :P haha
Z niecierpliwością czekam na kolejną notkę :D Liczę na to, że pojawi się jak najszybciej :)
Pozdrawiam i życzę weny!
Na wstępie: Retrospekcje są zaznaczone jaśniejszym kolorem. Im więcej rozdziałów tym łatwiej będzie się odnaleźć.
UsuńChciała bym jeszcze dodać że perspektywa Sasuke ukazuje nam wspomnienia z początków ich znajomości, zaś perspektywa Sakury ukazuje wspomnienia z początku rozpadu ich związku. On rozpamiętuje to co było piękne w ich związku, zaś ona to co doprowadziło do jego rozpadu.
Tak więc zanim dojdzie do ich ponownego spotkania, poznamy ich przeszłość.
Życzenie będzie spełnione, kolejny rozdział będzie z perspektywy Sasuke. Ok, biorę się do roboty.
I dziękuję za komentarz, bo jak długo by mi nie napisano odpowiedzi, tak długo nie zawracałabym sobie głowy nowym rozdziałem.
Dziękuję za miłe słowa.
A co do kremówek, to był taki nagły impuls wprowadzenia humoru do rozdziału :D Ogólnie rzecz biorąc ten rozdział sam w sobie jest pogodniejszy, choć muszę przyznać że nie tego oczekiwałam po tym opowiadaniu. Ale wyszło jak wyszło :) Ważne że komuś się podoba.
Voodoo, kochana <3
OdpowiedzUsuńTrochę spóźniona, ale jestem ^^ Dość dawno nie miałam okazji przeczytać czegoś Twojego ;c wchodziłam regularnie, sprawdzając czy jest kolejny rozdział, ale nie było T^T
Bardzo się cieszę, że moje słowa są jak prąd w kontakcie ;3 Taka błahostka, a jak cieszy ! ;3
ekm,ekm ;d
Nie zaprzątam Ci głowy literówkami, których było mało, tylko lecę dalej ^^
Strasznie spodobał mi się początkowy fragment rozdziału <3 Dokładniej rozchodzi mi się o część zaczynającą się od słów " Nie byłem pyłem [...] " Jest to bodajże drugi akapit. Podziwiam to w jak mistrzowski sposób umiesz coś ująć słowami. *.* Chciałabym potrafić to co Ty ^^
Ogólnie, rozdział pochłonęłam w jednej chwili ;3 Jednak, nie wywarł na mnie tak ogromnego wrażenia, jak poprzednie ;) Ale nie ma co porównywać rozdziałów, każdy jest inny, więc nie oceniam miarą innych ;3
Więc, rozdział na poziomie ^^ I nie jest nudny, po prostu potrzeba tekstu, który nie wprowadzi czegoś w obecną sytuację, a wyjaśni nam "coś". Z tego co widzę, to jeszcze kilka przed nami ^^
Dlatego czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, którego jest już aż 15 procent ! <3 I sama biorę się do ostrej pracy po tak długiej przerwie ! ;3 |
Życzę weny kochana !
Do napisania ;**
Ps Kremówki były bardzo dobrym, żeby nie powiedzieć pysznym, posunięciem xD
No i oczywiście zapomniałam ><
UsuńJa osobiście chciałbym przeczytać "coś" z punktu widzenia Sakury, ciekawa jestem jak ona się na to wszystko zaopatruje,chociaż może lepiej nie wprowadzać jej w tym momencie ;3
Jeśli chodzi o drugi akapit. Każdy potrafi przepisać własne myśli na papier. Ja myślę w ten sposób, więc to dla mnie żaden problem. Gorzej jest z napisaniem dobrego rozdziału, ograniczając własny tok myślenia do minimum.
UsuńSama twierdzę że rozdziałowi brakuje, tego czegoś i chyba rozchodzi się o tą całą melancholię. Już sama nie wiem... ale lubię podkopywać stan psychiczny moich bohaterów.
Kolejny rozdział będzie z perspektywy Sasuke, aczkolwiek już teraz wiem co się wydarzy w rozdziale czwartym, tak więc bez obaw, będzie on z perspektywy Sakury i chyba sama siebie zaskoczę jak już go skończę :)
Dziękuję za miłe słowa, są mi tak potrzebne jak powietrze, bez nich, rozdział pisałby się wiekami. Chyba każdy autor opowiadania zna to uczucie uzależnienia od komentarzy. To daje takiego mocnego kopa pełnego motywacji i wiary we własne siły.
Luce, mam nadzieję że na twoim blogu, rozdział 6 pojawi się równie prędko, bo jestem za przeproszeniem, cholernie zniecierpliwiona :*
Tum... Tum... Tum...
OdpowiedzUsuńTo znowu ja :)
No to więc... Spotkanie, jak spotkanie - zwyczajne, aczkolwiek i tak fajne. No, bo kto normalny zabiera kogoś na tak uroczą wycieczkę z gammą niekończących się pytań :)? Znowu zdradziłaś coś o Sakurze :)
I ah ten zadziorny Sasuke... :)
No cóż, oby tak dalej...
Chociaż zabił mnie Twój jeden błąd: zamiast stąd napisałaś chyba "z tond" jakoś tak.... To mnie lekko ogłuszyło, ale poza tym to nie jest źle :)
Jak zwykle spoko tajemniczosc :D
Następny rozdział chyba przeczytam później, bo ja to trochę za szybko wciągnę i będę musiała czekać, aż stworzysz następny rozdział :( No... :(
Dam.. Dam.. Dam...
UsuńZaczynasz mnie przerażać :)
Co do błędów, znalazłam już osobę która będzie pełniła funkcję korektora moich wypocin, tak więc mam nadzieję że nie będę mordować cię moją dysleksją :)
Ja sama nigdy nie zostawiam czegoś na później, nawet jeśli przyszło by mi siedzieć do białego rana, nie wytrzymałabym tyle w ciągłej niewiedzy :)
Dziękuję za komentarz :)
Pozdrawiam